O ZALETACH KARMIENIA PIERSIĄ… W PODRÓŻY

with 5 komentarzy

Przyznam szczerze, że jadąc do Stanów bałam się jednej prozaicznej rzeczy: jak ja nakarmię swoje dziecko. Przeczytałam kiedyś, że Amerykanie niezbyt przychylnym okiem patrzą na karmienie piersią w miejscach publicznych. A my przecież karmimy się piersią. Dużo. Bardzo dużo. A kiedy Sarę dopada pragnienie to w nosie ma, czy siedzimy w samolocie, zatłoczonym autobusie, czy w restauracji. I wiecie co? Mimo, że do hotelów przyjeżdżaliśmy zazwyczaj ok. 20, a wyjeżdżaliśmy ok. 9, czyli właściwie cały dzień spędzaliśmy w przestrzeni publicznej, tylko RAZ moje kp wywołało jakiś komentarz.

karmienie piersią w naturze

<< na zdjęciu karmimy się w Narodowym Parku Zion – przeczytajcie relacje z naszej wizyty tam>>

Nie będę pisać tu o zaletach karmienia piersią dla dziecka, bo o tym przeczytacie u Hafija, czy Mataja. Dla mnie to oczywista oczywistość i bardzo ufam materiałom na tych blogach, ale przede wszystkim samej rekomendacji WHO! Choć przyznam się Wam, że mimo świadomości jakie to ważne dla rozwoju dziecka miałam wiele chwil zwątpienia i myśli: jak to będzie u nas, czy damy radę? Podczas ciąży byłam przekonana, że wcale tego nie polubię, bo będzie bolało itp. Nie pomogły trudne początki i brak pokarmu, początkowo odliczałam tylko tygodnie do granicy „6 miesięcy” – która jest rekomendowana przez WHO jako najzdrowszy okres wyłącznego karmienia mlekiem mamy. Z czasem jednak okazało się, że poza aspektami zdrowotnymi i emocjonalnymi, karmienie piersią jest fajne bo… i o tym chciałabym Wam napisać.


… jest bardzo wygodne. A to dla kogoś kto prowadzi aktywny tryb życia i dużo podróżuje, naprawdę olbrzymie ułatwienie. Mama-podróżnik może zapomnieć o butelkach, smoczkach, sterylizatorach i pudełkach z mlekiem modyfikowanym, które nie dość, że zabierają miejsce w bagażu, to jeszcze wymagają pewnego anturażu. Poza tym masz asa w rękawie, a właściwie w biustonoszu, na wypadek, gdy Twoje dziecko zacznie gwiazdorzyć i marudzić w zatłoczonym autobusie. Nic nie uspokaja tak skutecznie jak pierś mamy!


karmienie piersią w San Francisco

<< na zdjęciu karmimy się na promenadzie tuż nad oceanem w San Francisco – przeczytajcie relacje z naszej wizyty tam>>

Podczas naszego trzytygodniowego tripu po zachodnich stanach USA karmiłam piersią zarówno nad oceanem, na pustyni, w górach, na polu, na ławce w parku, ale i autobusie komunikacji miejskiej. Karmiłam siedząc, leżąc, a nawet … idąc. I wiecie co? Było super.

Ostatniego dnia naszego pobytu w Stanach wybraliśmy się na długi spacer wzdłuż plaży. Było bardzo gorąco i około 2 kilometrów od samochodu Sara zgłodniała, mimo, że to nie była ani pora na obiad, ani nawet na drugie śniadani. Odmówiła wody, owoców, chciała na ręce mamy i już! Z pomocą przyszła nam chusta i wiązanie, które odciążyło mój kręgosłup, opracowane przez Tatusia :D.

LUKSUS KARMIENIA PIERSIĄ, TAK! DOBRZE CZYTASZ!

Moje dziecko ma ten luksus, że ulubioną potrawę, czy napój ma na wyciągnięcie ręki. Zawsze i wszędzie. Kiedy nagle zgłodnieje wystarczy, że przybiegnie i przytuli się do mamy. (Nie, to nie prawda, że po roku pokarm mamy nie ma żadnych własności odżywczych, ma. Jeśli ktoś potrzebuje dowodów, pisze o nich Mataja.)

Ja mam ten luksus, że nie muszę pamiętać o butelkach, smoczkach, wyparzaniu, przygotowywaniu i podgrzewaniu mleka modyfikowanego. Moim zdaniem mam dużo łatwiej, choć zwolenniczki karmienia butelką wskazują na to, że karmienie piersią zajmuje czas, no tak, ale to przecież czas spędzony wspólnie z dzieckiem :). Jestem gotowa na każdy nagły atak głodu, nie muszę szukać mikrofalówki, sklepu, czy restauracji. Ba! Nie muszę się nawet martwić o brudne rączki mojego dziecka kiedy jesteśmy „w biegu”.

NIE ZNACZY TO JEDNAK, ŻE MOJE DZIECKO NIE JE NIC POZA TYM

Moja córka ma 13 miesięcy i oczywiście je, a właściwie próbuje także innych smaków. Je owoce, warzywa, makaron, mięso, ryby i … krewetki. Choć, oczywiście, nie w takich ilościach w jakich oczekiwałyby tego jej babcie :D. Te oczekiwania nie dotyczą krewetek :P

Dziecko je owoce, zbierajsie.pl

Jadąc na 3 tygodnie do Stanów nawet do głowy nie przeszła nam myśl, nie pojedziemy bo nasze dziecko nie dostanie codziennie świeżej, ugotowanej własnoręcznie zupki. Codziennej zupki może i nie miała, ale spróbowała pomarańczy prosto z drzewa, czy rybki i krewetki prosto z rybackiego kutra. W pogotowiu zawsze mieliśmy kaszkę, musy owocowe w tubkach (uwielbiamy i uważamy za świetne rozwiązanie!!) i awaryjne słoiczki z Polski, gdyby naprawdę nic (karmiąc piersią nigdy nie ma NIC :p) nie nadawało się do jedzenia. W każdym razie krzywda jej się nie działa.

 

NO WŁAŚNIE. TO DLACZEGO BAŁAM SIĘ KARMIĆ W STANACH?

Amerykanki nie mają płatnych urlopów macierzyńskich! To jeden z trzech krajów na świecie, gdzie matkom po porodzie nie przysługuje ani jeden dzień w formie urlopu macierzyńskiego. Chyba, że inaczej zdecyduje pracodawca, ale to zależy wyłącznie od jego dobrej woli. Nie dziwi więc, że karmienie piersią jest w Stanach mało popularne (nie spotkałam ani jednej kobiety karmiącej piersią).

Zapewne każdy z Was pamięta jak dużo kontrowersji wywołała okładka „Time”, z kobietą karmiącą kilkulatka. W Internecie można znaleźć informacje o na temat dyskryminacji kobiet karmiących, a nawet o traceniu pracy z powodu promocji karmienia piersią. Ponoć sytuacja zmienia się na lepsze. Mimo to miałam obawy. Jeśli Amerykanie nie są na co dzień przyzwyczajeni do widoku karmiącej kobiety, mogę wywoływać skrajne emocje. A tego nie chciałam. Jakoś tak nie lubię być w centrum uwagi :P.

Zapytałam jednak Polkę mieszkającą w Stanach i prowadzącą portal „Rodzice w Ameryce” o to, jak wygląda sytuacja. Więcej możecie przeczytać w krótkim wywiadzie.

„Amerykanie nie są przyzwyczajeni do widoku piersi w kontekście innym niż erotyczny i dlatego, kawałek odsłoniętej piersi raczej zawsze (a przynajmniej jeszcze przez długi okres czasu) będzie budził kontrowersje. Wiele razy karmiąca matka narażona jest na przykre uwagi i ostentacyjne zachowanie osób trzecich dających jest do zrozumienia, że to co robi jest nie ok. W Stanach karmienie piersią nie jest łatwe. Nie ma, w ogromnej większości, urlopu macierzyńskiego, są małe możliwości odciągania mleka w godzinach pracy, a ustronnych miejsc do karmienia w sferze publicznej jest jak na lekarstwo. Dodatkowo młode matki spotykają się z brakiem społecznego wsparcia.” Aleksandra Popławski, rodzicewameryce.com

KARMIĆ PIERSIĄ MOZNA NA RÓŻNY SPOSÓB

Nie należę do matek, które ulegają społecznej presji i ze „swoim” karmieniem piersi zamykają się w czterech ścianach mieszkania, czy toalety w restauracji. Nie i już! Nie wyobrażam sobie karmienia dziecka w toalecie. Odkąd Sara była malutka prowadziliśmy aktywny tryb życia i dużo podróżowaliśmy. Byliśmy w górach, nad morzem, w odwiedzinach na obozie harcerskim, ale często też chodzimy do restauracji na obiad.

Nie należę do tych matek, które karmieniem piersią się bardzo obnoszą. Pamiętam, że kiedy na jakimś forum poszukiwałam informacji o odzieży dla matek karmiących, kilka osób napisało, że używa zwykłych ciuchów i jak trzeba to po prostu podwija bluzkę i karmi nie zważając na to, czy coś widać, czy nie, bo przecież dziecko jest głodne. Racja, dziecko jest głodne to trzeba je nakarmić, ale ja jednak staram się zawsze, żeby nie było nic widać. Dlatego staram się mieć na sobie bluzki do karmienia, albo choć rozpinane, albo szukam ustronnego miejsca, tak by nie być na widoku. Czasem to wygląda tak (poniżej zdjęcie z budynku kolejki górskiej w Palm Springs), gdzie musiałam wspomóc się kapeluszem, bo dwa metry ode mnie siedzieli bardzo zainteresowani i wpatrzeni we mnie turyści  :p. A ja nie chciałam im nic pokazać :D. Taka byłam nieśmiała:)

SĄ CHWILE KIEDY JEDNAK … WSZYSTKO MAM NA WIDOKU

Są jednak takie chwile, że inaczej się po prostu nie da i moje życie przypomina scenę z serialu Californication.

Powrót z Los Angeles. Mega zmęczenie. Długi, 12 godzinny lot. Sara wciąż głodna, a może nie głodna, ale spragniona czułości. Cały czas wisi na piersi, dosłownie wisi. Raz na lewej, raz na prawej. Na leżąco, na stojąco, do góry nogami (każda pozycja przetestowana)… przy tym jest bardzo namiętna i nie kryje się z tym co robi. Myślę, że zrozumie mnie każda mama, która miała okazję karmić roczniaka – łatwo nie jest :P :P :P.

A ja cóż? Siedzę (bo nie mam gdzie uciec, jestem przecież w samolocie i jestem przekonana, że nawet gdy ucieknę to i tak mnie znajdzie) i obserwuję jak moje dziecię, podwija mi koszulkę (nie ważne, że mam bluzkę do karmienia i wcale nie trzeba) i rozciąga dekolt w każdą możliwą stronę. Powtarzam sobie w myślach: „Jestem cierpliwą i dobrą matką”. Nie wiem czy to bardziej zmęczenie i poczucie „wszystko mi jedno”, czy obawa przez nagłym atakiem płaczu. Mam wrażenie, że moje piersi i nie tylko piersi są cały czas na wierzchu i widzi je każdy przechodzący steward, czy pasażer. Zerkam przy tym na ekran komputera pasażera siedzącego w kolumnie obok. Siedzi wpatrzony w ekran komputera. Oglądał Californication. Akurat rozbierana scena. Hmm… chyba zatem u nas nie było wystarczającej golizny. Uff.

PS. Podczas trzytygodniowej podróży po Stanach raz ktoś zwrócił na to uwagę. Starszy mężczyzna w autobusie w San Francisco. Afroamerykanin.

Kiedy po kilku minutach marudzenia Sary (czyt. płaczu) nakarmiłam ją w autobusie i zapinałam sprzączkę biustonosza poczułam na sobie wzrok. Zazwyczaj karmiąc skupiam się na dziecku, nie na otoczeniu. Podniosłam oczy pełna obaw i usłyszałam „Wszystkiego najlepszego z okazji dnia Matki”, bo to był w Stanach akurat Dzień Matki.

Więc wszystkie moje obawy co do Stanów i karmienia okazały się zupełnie niepotrzebne!

<< przeczytaj więcej o naszej podróży do zachodnich stanów USA>>

<< a najlepiej to polub nas na facebooku :)>>

A wy jak? Karmicie? A jak nie karmicie, to czy zwracacie uwagę na matki karmiące?

5 Responses

  1. Emilia Kwiatkowska
    |

    Bardzo ciekawy, inspirujący blog! Macie nowego czytelnika! Mieszkam w
    Stanach już 2 lata, mam syna 16 miesięcy (karmiłam piersią do 14 m-ca),
    drugie dziecko w drodze i powiem tylko, ze nie do końca zgadzam się z
    przytoczona opinia, jakoby karmienie w Stanach było trudne. Wszystko
    zależy w JAKIM stanie. Moze gdzieś w głębokiej prowincji, w Karolinie
    Północnej tak… Ale w kosmopolitycznej, turystycznej Kalifornii – oj
    życzę każdej żeby mogla karmić w takim otoczeniu, w tak sprzyjających
    warunkach, i społecznie i prawnie (karmienie publiczne jest chronione
    przez prawo!) According to California Civil Code, section 43.3, “Notwithstanding any other provision of law, a mother may breastfeed her child in any location, public
    or private, except the private home or residence of another, where the
    mother and the child are otherwise authorized to be present.”

  2. Emilia Kwiatkowska
    |

    A kontrowersje okładka Timesa wywołała wiekiem dziecka, a nie samym faktem karmienia, wydaje mi się…

  3. Emilia Kwiatkowska
    |

    Dorzucę ostatnia rzecz: ja miałam identyczne odczucia jak Ty, ale jadąc do Polski! Balam sie: jak ja nakarmię swoje dziecko? Pamiętacie awanturę w Polsce jak matkę wyproszono z restauracji, bo chciała nakarmić dziecko? Mniej wiecej w tym czasie leciałam do kraju. Niestety nigdy nie udało mi się tego leku w Polsce przełamać, nigdy nie nakarmiłam syna w miejscu publicznym, ze strachu… Wniosek: chyba boimy się tego co nieznane ;) Bardzo ciekawy temat!

  4. Magda Zbieraj
    |

    Dziękujemy za miłe słowa :) Planujecie zostać w Stanach na długo? Co do karmienia piersią, to pewnie jest faktycznie tak jak mówisz, bo Stany to olbrzymi kraj i w różnych miejscach różnie podchodzi się do tego tematu. My mamy same dobre wrażenie, a byliśmy w czterech stanach z córką. Zależnych jest mnóstwo, począwszy od Stanu, ale też tego, czy to male miasto, czy duże. Podobnie zresztą jest w Polsce.

  5. Magda Zbieraj
    |

    haha, coś w tym jest. Najgorsze jest, że ta matka przegrała sprawę w sądzie! Ja karmię w miejscach publicznych, ale nigdy nie robię tego ostentacyjnie i wciąż mnie to krępuje, szczególnie w restauracjach. Ostatnio miałam taką sytuację, że musiałam, bo inaczej byłaby awantura… restauracja malutka, ciasno… i też w Trójmieście (tam była ta głośna sprawa, o której mówisz).