Spis treści
W drodze z Doliny Śmierci do Parku Narodowego w Yosemite postanowiliśmy odwiedzić też Park Narodowy Sekwoi. Można tam spotkać prawdziwego grubasa! Generała Shermana, mamutowiec olbrzymi, bo o nim mowa, nic sobie z tego nie robi i żyje już ponad 2 300 lat!
Po długiej i męczącej drodze z Doliny Śmierci do Bakersfield postanowiliśmy wyspać się i zebrać siły na kolejny dzień w Parku Narodowym Sekwoi. Mimo że hotel początkowo wydawał nam się najgorszy z dotychczasowych i w nocy było trochę hałasu na korytarzu, śniadanie było niczego sobie. Zjedliśmy amerykańskie gofry, popiliśmy amerykańską kawą (koniecznie mocno rozwodniona :p) i wyruszyliśmy w drogę. Cel: Park Narodowy Sekwoi.
GAJE POMARAŃCZY, ALE NIE TYLKO
Na szczęście krajobraz pustynny mamy już za sobą. Co prawda było to dla nas coś nowego i niespotykanego na co dzień, więc cieszyliśmy się pustynią jak dzieci, ale po kilkunastu godzinach w takim krajobrazie, człowiek tęskni za zielenią. Kalifornia daje nam to, czego nam trzeba. Drzewa pomarańczy, czereśni, krzewy winogron i żurawiny, kwiaty, palmy, plantacje truskawek – to wszystko widzieliśmy po drodze. Połowa warzyw i owoców, które zjada się w USA, pochodzi właśnie stąd.
Zatrzymaliśmy się nawet, żeby powąchać taki gaj pomarańczowy. Niestety nie pachniał tak jak sobie wyobraziliśmy :D, może pomarańcze były jeszcze niedojrzałe, a może po prostu trafiliśmy na taki gatunek. Kilka kilometrów dalej, na stoisku zaopatrzyliśmy się w owoce: pomarańcze, truskawki, czereśnie – co jak co, ale na brak słońca to one nie narzekają. A co ważne w przypadku tych pierwszych dojrzewają na drzewie, a nie w kontenerach. Zdziwiło nas, że pomarańcze kupuje się tutaj na sztuki, a nie na kilogramy.
Kalifornia to prócz królestwa pomarańczy i cytrusów, także miejsce, gdzie wydobywa się ropę. Jadąc mijaliśmy więc na zmianę gaje pomarańczowe i rafinerie.
WJEŻDŻAMY DO PARKU NARODOWEGO SEKWOI
Naszym oczekiwaniem co do Parku Sekwoi było po prostu zobaczyć te największe drzewa świata. Początkowo byliśmy nieco zaskoczeni, bo po wjeździe do parku nigdzie nie było widać drzew! Tylko i „aż” krajobrazy, do których już przywykliśmy: góry, doliny, strome drogi i strumienie :P. Trzeba przyznać, że krajobraz był niczego sobie:).
Druga rzecz, która nas zdziwiła to temperatura. Prognoza pogody mówiła, że będzie 8 stopni, więc ubraliśmy się ciepło, a tam… 24 stopni i pełne słońce! Zmieniłam zatem spodnie na krótkie przeklinając w duchu, że niepotrzebnie braliśmy ciepłe ubrania. Na szczęście poprzestałam na sobie, Sara została w długich. Po kilkudziesięciu kilometrach okazało się, że prognozy miały jednak racje i znów musiałam się przebierać. Od samego wjazdu do parku do „Giant Forest”, gdzie rosną sekwoje, jechaliśmy ponad godzinę! Droga była trudna: dużo zakrętów i stromych podjazdów, a trasa liczyła zaledwie 18 mil (niecałe 30 km). Znów musieliśmy „wspiąć” się powyżej 2000 m n.p.m.
Urządziliśmy sobie mały piknik w miejscu odpoczynku. Sara zjadła swoje pierwsze truskawki, czereśnie i pomarańcze. Te pierwsze nie przypadły jej do gustu, ale pokochała czereśnie! Po mamusi i tatusiu! Szkoda, że sezon jest taki krótki :). Nie jedliśmy zbyt długo, bo na miejscu piknikowym zobaczyliśmy wiele plakatów ostrzegających nas przed… misiami. Zastanawiamy się na ile to faktycznie niebezpieczeństwo, a na ile dmuchanie na zimne. Ponoć jak się spotka misia trzeba krzyczeć i rzucać w niego szyszkami (tylko nie w nos i oczy!). Zawsze w zanadrzu mieliśmy jedną.
Miejsca odpoczynku w Parkach Narodowych USA są świetnie zorganizowane. Oprócz standardowych stolików i ławek możecie znaleźć tam również grille.
OTO I ONE: MAMUTOWCE OLBRZYMIE
Po kilkudziesięciu kilometrach dotarliśmy do Giant Forest, gdzie można spotkać Mamutowce Olbrzymie, czyli sekwoje. Zrobiło się mega zimno. Po bokach drogi leżał topniejący śnieg. Prognozy nie kłamią i trzeba ich słuchać, a może i nie, bo góry to góry i tutaj trzeba być gotowym na każdą pogodę;p. Drzewa, dla których tu przyjechaliśmy, rosną na wysokości od 1 500 do 2 500 metrów n.p.m. i naturalnie występują tylko tutaj.
Te olbrzymy naprawdę robią wrażenie. Bardziej dostrzegamy to bardziej dopiero na zdjęciach! Przyznam, że na początku byliśmy nastawieni, że zobaczymy las złożonych tylko z samych sekwoi, a tutaj rosły one obok innych gatunków, co tylko potęgowało ich rozmiar. Sara nie miała świadomości, jak one są wielkie… dla niej drzewa to drzewa :p.
W ODWIEDZINACH U KRÓLA LASY: GENERAŁ SHERMAN
W parku odwiedziliśmy Muzeum Sekwoi (Giant Forrest Museum), przeszliśmy szlak Wielkich Drzew (The Big Trees Trail) i odwiedziliśmy Generała Sherman.
General Sherman ma jedynie 83,8 metry (trochę więcej niż Kościół Mariacki!) wysokości i 31 metrów obwodu u podstawy. Do jego objęcia potrzeba byłoby 13,5 Shaquille O’Nealów (amerykański koszykarz o jednym z największych rozstawów ramion!). Średnica największej gałęzi to … 2 metry, czyli tyle, ile ma zwykłe drzewo! Uznawany jest za największe drzewo na ziemi! Ma tyle drewna w sobie co… hektar świerków! Żyje już ok. 2000 – 3500 lat, czyli pamięta naprawdę dużo.
KOMU W DROGĘ TEMU… W DROGĘ
Tuż obok Narodowego Parku Sekwoi jest Narodowy Park Kings Canyon. Wyjeżdżając przejechaliśmy przez niego kilka kilometrów, ale nie było już sił na wędrowanie. Poza tym zbieramy siłę na Yosemite! ;)
<< Narodowy Park Yosemite – kraina wodospadów – kolejny dzień wyprawy >>
One Response
Urszula Gliwińska - Zbieraj
No i się doczekałam:) Następnej relacji oczywiście!!! Łapka Gen.Shermana imponująca! Mógłby się pod nią schować misiu,tfu,tfu!!! Przeczytałam jednym tchem,super!:) Pozdrawiam Drobinki w cieniu mamutowca:):):)