Spis treści
- TYDZIEŃ W LIZBONIE – NAWET ZIMĄ, JEDŹ NA WYBRZEŻE
- AZENHAS DO MAR – MIASTECZKO NA KLIFIE Z NATURALNYM BASENEM
- PLAŻE NAD OCEANEM W OKOLICY LIZBONY, JEDNA Z NAJPIĘKNIEJSZYCH – PRAIA ADRAGA
- PRAIA DA URSA – PEREŁKA NA WYBRZEŻU
- CABO DA ROCA – ABSOLUTNY „MUST TO SEE” DLA KAŻDEGO EUROPEJCZYKA
- BOCA DO INFERNO – NIE BÓJ SIĘ, ZOBACZ WROTA PIEKIEŁ
- OKOLICE SINTRY I WYBRZEŻE ATLANTYKU SAMOCHODEM – PRAKTYCZNIE
Przez wiele wieków to właśnie przylądek Cabo Da Roca uznawany był za koniec świata. Za nim był już tylko bezkresny ocean. Dziś już wiemy, że to jedynie „kraniec Europy”, ale i tak warto go zobaczyć. Symbolika, piękne skaliste klify, niesamowity kolor wody i (ponoć) cudowne zachody słońca, to coś co ściąga tutaj rzesze turystów. My, w dużej mierze podróżujemy w poszukiwaniu pięknych krajobrazów i tak, to był jeden z nich, który trzeba odwiedzić niezależnie od pory roku! Choć kilkaset metrów dalej, znaleźliśmy jeszcze lepszy!
Będąc w Lizbonie nie można ograniczać się do miasta, mimo, że przez wielu uznawane jest za najpiękniejsze na świecie (nas nie urzekło, ale o tym innym razem). Trzeba wyjechać dalej i zobaczyć portugalskie wybrzeże Atlantyku w Parku Natury Sintra-Cascais, stanąć na klifie, poczuć wiatr we włosach i pomyśleć: WOW, JESTEM NA KOŃCU KONTYNENTALNEJ EUROPY! Lub nieco bardziej poetycko, słowami Anny Marii Jopek zaśpiewać: „Czy tu się kończy świat? Czy drugą stronę ma? To wie jedynie wiatr. Jesteś na Cabo da Roca.”
TYDZIEŃ W LIZBONIE – NAWET ZIMĄ, JEDŹ NA WYBRZEŻE
Nasz wyjazd do Portugalii w marcu trwał 7 dni, ze względu na dostępne loty i konieczność zarezerwowania całej niedzieli na Półmaraton w Lizbonie. Nie wyobrażaliśmy sobie jednak żeby przez cały tydzień siedzieć w wielkim mieście. Takie zwiedzanie to nie dla nas. Ciągnęło nas w góry i nad ocean! W naszym planie znalazły się zatem 2 dni w okolicach Sintry i na Wybrzeżu Atlantyku. Dziś, gdybym znów planowała wypad czasu pewnie rozciągnęłabym te 2 dni do 3 i pojechała jeszcze na północ aż do Nazare, gdzie ponoć są niesamowite fale, a kolor oceanu jest niepowtarzalny.
Jeśli śledziliście nas na FB, to wiecie, że pogoda dała nam się we znaki. Nie udało się w spokoju pospacerować po plaży, bo wiatr i deszcz zacinał (a może to był nawet grad). Zdecydowanie marzec ma to do siebie, że nawet w cieplejszych krajach ma pogodę tak zmienną „jak w garncu”. Jednak mimo wszystko nie odpuściłabym tych punktów programu. Uważam, że to pozycja równie obowiązkowa, co zobaczenie Pomniku Odkrywców w Belem. Ba! Zobaczyłabym nawet więcej.
Dobra, teraz do konkretów, co widzieliśmy? Jakie plaże nad oceanem w okolicy Lizbony polecamy (do zobaczenia nie tylko latem i nie tylko przy pięknej pogodzie)?
Jechaliśmy z północy na południe, czyli z Sintry do Cascais i w takiej kolejności prezentujemy Wam kolejne miejsca.
AZENHAS DO MAR – MIASTECZKO NA KLIFIE Z NATURALNYM BASENEM
To ponoć jedno z najczęściej fotografowanych miejsc w Lizbonie. Zupełnie mnie to nie dziwi, jest naprawdę urokliwe, nawet gdy nie świeci słońce. Białe podniszczone budynki z pomarańczowymi dachami, które wyrastają z klifu tuż nad szalejącymi falami Atlantyku. Obok klifu plaża, na której zbudowano naturalny basen, zasilany większymi falami oceanu.
Na dole znajduje się restauracja. Jeśli ktoś ma nieograniczony budżet lub chce zaszaleć, koniecznie musi ją odwiedzić. Oferują homary, świeże ryby, zupę rybną i „sopa de legumes”, czyli portugalski krem z warzyw, którym zajadała się nasza Sara. My spróbowaliśmy tylko tej przedostatniej i szczerze mówiąc nie jest na mojej liście TOP, chociaż… dla widoku z okna restauracji naprawdę warto było tu przyjść. No i dla ciekawych przystawek :D
PLAŻE NAD OCEANEM W OKOLICY LIZBONY, JEDNA Z NAJPIĘKNIEJSZYCH – PRAIA ADRAGA
Jak pisze infolizbona.pl jedna z najpiękniejszych plaż w okolicach Lizbony. Wierzymy mu na słowo, mimo, że nie dane nam było w pełni zasmakować jej uroku i przy kiepskiej pogodzie wypadła zdecydowanie najsłabiej z tych, które widzieliśmy.
Szeroka, otoczona przez klify i wzgórza plaża zachęca do odpoczynku na złocistym piasku i spaceru po okolicznych wzgórzach. To co mnie w niej urzekło to ciekawy dojazd przez urocze portugalskie miasteczka, w których zamykałam oczy w obawie, że się nie zmieścimy, oraz pokryte drzewami i bujnymi krzewami wzgórza.
Na plaży jest także miejsce dla małych odkrywców – dwie duże groty, w których można skryć się od słońca (lub wiatru i deszczu (sic!) oraz szukać skarbów. Kto wie, czy portugalscy żeglarze czegoś tu nie zakopali po swoich zamorskich podbojach?
Na plaży znajduje się restauracja. Nawet w sezonie plaża jest kameralna, bo dojazd komunikacją jest tu utrudniony.
PRAIA DA URSA – PEREŁKA NA WYBRZEŻU
To był zdecydowany „must to see” na mojej liście. Marzyłam o tym, żeby zejść z klifu w dół, ale niestety… rozsądek zwyciężył (wiatr, deszcz, mokre podłoże) i popatrzyłam tylko na niesamowite formacje skalne z oddali. Jeśli miałabym wrócić do Portugalii, to w pierwszej kolejności właśnie tutaj!
Praia da Ursa to nieduża plaża otoczona wysokimi klifami, które przechodzą do oceanu w formie wystających skalnych kolumn – Giganty z Ursa. Jedna z nich przypomina niedźwiedzia, stąd nazwa plaży – „da Ursa”. Ponoć na dole można spotkać też słonia, oczywiście skalnego, ale niestety nie dane nam było sprawdzić. Jeśli ktoś z was będzie miał lepszą pogodę i zdecyduje się na zejście, koniecznie niech weźmie dobre buty. Zerkałam w dół i zejście faktycznie nie należy do tych, które można pokonać w japonkach :D.
Żeby tu dojechać trzeba było skręcić z głównej drogi w szutrową, pełną dziur i kałuży wąską ścieżkę, a następnie przejść kilkadziesiąt metrów wśród zielono-rdzwawych porostów pokrytych kolorowymi kwiatami. Piękne miejsce! Koniecznie trzeba je zobaczyć, a najlepiej to się przespacerować i poczuć atmosferę „prawie” końca świata!
Jest też opcja, żeby dotrzeć tu z Cabo da Roca, gdzie mieści się turystyczny parking, dzięki temu ominie was „przyjemność” offroadu :D. Tutaj doceniliśmy naszego busa, nie wyobrażam sobie jak miałby tam dojechać mały samochód… zdecydowanie nie w taką pogodę jak podczas naszej wizyty.
Wracając jednak do samej plaży, to nie tylko zejście jest niebezpieczne. Kilka dni po tym, jak tam byliśmy, doszło w tym miejscu do tragedii. Mimo ostrzeżeń i sztormu Gisele, pięcioosobowa grupa turystów rozbiła obóz na Praia da Ursa. Osuwające się na skutek burzy kamienie spadły prosto na rozbity namiot. Jedna z osób zginęła, druga została ciężko ranna. Przyrody i ostrzeżeń nie można lekceważyć! Nawet jeśli bardzo kusi i wręcz zaprasza do siebie.
CABO DA ROCA – ABSOLUTNY „MUST TO SEE” DLA KAŻDEGO EUROPEJCZYKA
Cabo da Roca to najdalej wysunięty przylądek na Atlantyk. Mieści się tutaj pomnik z napisem „Aqui, onde a terra se acaba e o mar começa”, czyli „gdzie ląd się kończy, a morze zaczyna”, bo przecież przez wiele lat Europa uznawana była za cały świat. 5593 kilometry stąd jest Ameryka! Pomnik postawiony jest na wysokim, 144 metrowym klifie. Prócz niego na Cabo da Roca mieści się latarnia morska z czerwoną wieżyczką oraz punkt informacji turystycznej.
Mogliście o nim słyszeć w kontekście polskich turystów, którzy kilka lat temu dla dobrego zdjęcia przeszli przez barierki i runęli w przepaść na oczach swoich kilkuletnich dzieci… strasznie smutna historia. Dlatego nie ryzykowaliśmy i nie wychodziliśmy za barierki, szczególnie przy takiej pogodzie.
Na Cabo da Roca ponoć zawsze wieje, ale to jak wiało podczas naszej wizyty do dziś odbiera mi mowę. Wiatr sprawiał, że uderzające o policzki krople deszczu aż bolały i sprawiały wrażenie, że są lodowymi kuleczkami, a nie niewinnymi kropelkami wody! Jestem zatem w stanie uwierzyć, że nawet nie przechodząc przez barierkę może tu być niebezpiecznie.
BOCA DO INFERNO – NIE BÓJ SIĘ, ZOBACZ WROTA PIEKIEŁ
Po drodze mieliśmy jeszcze w planach kilka miejsc, ale wiatr i deszcz nie ustępował, a zrobiło się już późno, więc pognaliśmy do Cascais, gdzie pożegnaliśmy się z oceanem. Odpuściliśmy sobie zwiedzanie miasteczka, ale z zobaczenia Boca do Inferno nie mogłam zrezygnować.
Myślę, że każdy kto ma w sobie choć trochę ciekawości świata i zachwytu nad przyrodą plułby sobie w brodę gdyby przejechał tuż obok, a nie zobaczył tego, co zachwyciło już miliony osób. Jak słyszę, że ktoś mówi, że to tylko kolejne skały i woda, to otwieram oczy ze zdumienia i naprawdę nie wiem co powiedzieć. Fakt, Boca Do Inferno nie zachwyciło mnie na zdjęciach, ale uległam ciekawości nad zachwytami na forach internetowych i podróżniczych wpisach i chciałam zweryfikować to na własne oczy i uszy.
To co zobaczyłam to przepiękny spektakl fal obijających się o skały rzeźbiąc fantazyjne kształty. Granat, lazur, biel bałwanów morskich i brąz wapiennych skał przy wtórze huku wody oceanu i spadających kropli deszczu. WOW! Latem pewnie jest tu spokojniej, ale zimą, podczas sztormu, to musi być dopiero coś. Takie cuda potrafi zrobić tylko matka natura. A ja chyba naprawdę jestem wrażliwa, bo mnie to zachwyca.
Boca do Inferno to naturalny łuk skalny i jaskinia wystająca nad wodami oceanu widoczna niemal z ulicy. Kiedyś była to pełna jaskinia ale pod wpływem wiatru i wody jej sklepienie się zawaliło zostawiając wspomniany łuk – czyli właśnie piekielne wrota, a w stronę lądu otwartą od góry jaskinię. Na żywo jest zdecydowanie większe WOW.
OKOLICE SINTRY I WYBRZEŻE ATLANTYKU SAMOCHODEM – PRAKTYCZNIE
Okolice Sintry i Wybrzeże Atlantyku zwiedziliśmy wynajętym samochodem i bardzo Wam to polecamy. Było to dla nas praktyczniejsze rozwiązanie, bo podróżowaliśmy większą, niż zazwyczaj grupą z dwójką małych dzieci (5 osób dorosłych), choć pewnie nawet gdybyśmy byli sami i tak zdecydowalibyśmy się na samochód, bo po prostu lubimy taką formę zwiedzania „bez ograniczeń czasowych i rozkładowych”.
Wynajmując auto musicie mieć jednak na względzie to, że uliczki w portugalskich miasteczkach są naprawdę wąskie i bardzo strome, więc jeśli niepewnie czujecie się za kierownicą to lepiej poszukać innej opcji i skorzystać z dostępnej komunikacji. Co więcej, Portugalczycy budują przy drogach wysokie mury, które mają chronić domy i rośliny przed silnymi wiatrami znad oceanu, ale wcale nie ułatwiają jazdy samochodem.
Dodatkowo parkowanie w górskiej Sintrze nie należy do łatwych, bo w okolicy atrakcji jest bardzo mało miejsc parkingowych. Lusterka prawie muskają ściany i mury, a auta mają chyba pancerne sprzęgła. My o tym jakoś nie pomyśleliśmy :D i tym razem podróżowaliśmy busem, więc wyzwanie było jeszcze większe… a radość przy oddawaniu auta w jednym kawałku ogromna! Na szczęście Jacek to sprawny kierowca, więc auto bez żadnej rysy wróciło do wypożyczalni, a my cali i zdrowi oddaliśmy się zwiedzaniu Lizbony, tym razem już wyłącznie za pomocą własnych nóg, tramwajów, autobusów i metra.
Wiem, że jest możliwość dotarcia do Sintry, czy Cascais autobusem i pociągiem. Szczegółowe informacje znajdziecie na świetnym i kompleksowym blogu lizbońskiego przewodnika – infolizbona.pl.
A tymczasem zapytam na koniec. Który z powyższych krajobrazów uważacie za najpiękniejszy? Które plaże nad oceanem w okolicy Lizbony chcielibyście odwiedzić?
4 Responses
Podróże z Mamą i Tatą
Trochę was tam wywiało w tej Portugalii, ale i tak jest tam zdecydowanie bardziej zielono w marcu niż u nas. Ciekawy wpis. Już się zainteresowaliśmy pojechaniem w tamte rejony.
Marysia
Zdecydowanie Boca do Inferno wygrywa – przepiekne miejsce <3
DookolaPracy
Portugalia jest przecudowana! :) Baarzo mi się spodobała i chetnie tam jeszcze powrócimy!
naszebabelkowo.blogspot.com
Bardzo malowniczo – i wcale nie dziwi mnie, że nawet pomimo kiepskiej pogody wyglądacie na zadowolonych :)