Spis treści
Wielki Kanion Kolorado widział chyba każdy. W końcu to jeden z Cudów Natury uwieczniony na milionach, jak nie miliardach fotografii. Grzechem byłoby być „w pobliżu” i nie zobaczyć go na własne oczy. Przyjechaliśmy, zobaczyliśmy i … ZACHWYT miesza się z rozczarowaniem. Dlaczego?! Czy może mówiąc o jakimkolwiek rozczarowaniu w takim miejscu dopiero grzeszymy?
Uczeni nie są zgodni co do powstania Wielkiego Kanionu rzeki Kolorado. Jedni upatrują w tym działanie rwące rzeki, inni wskazują na wypiętrzenie się płaskowyżu i powstanie mega szczeliny, którą wykorzystała rzeka. Jak by jednak nie było, to co można zobaczyć w Narodowym Parku Wielkiego Kanionu to ogromne WOW. Słowo ogromne ma tutaj ogromne znaczenie! W najgłębszym punkcie wysokość od krawędzi kanionu to 1 857 metrów. Średnia wysokość całego płaskowyżu to 2400 m n.p.m., co czuć na każdym kroku (dosłownie). Kanion ma dwie krawędzie (oczywiście :): północną i południową). Północna jest wyższa o ok. 300 m, co ma także przełożenie na niższą temperaturę (nawet do 10 stopni C różnicy między krawędziami).
Jednak jest coś, co rysuje skazę na tym olśniewającym widoku i wrażeniach jakich doświadczamy. Jeśli widziałeś już coś na milionach filmów i fotografii, czytasz o nim w samych superlatywach Twoje oczekiwania są naprawdę ogromne. Może tak się zdarzyć, i niestety w naszym przypadku trochę tak było, że kiedy staniesz na krawędzi i spojrzysz w dół, owszem pomyślisz – to coś najwspanialszego co widziałem w życiu, ale zaraz potem przyjdzie myśl – czy to już jest to WOW, czy pojawi się dopiero za zakrętem? W głowie porównujesz to co widzisz, z tym, co widziałeś w przewodnikach i Internecie. Taka ironia, bo z jednej strony Internet i dostęp do informacji pozwala nam zobaczyć miejsca, których nie moglibyśmy widzieć na własne oczy i to jest coś niesamowitego. Jednak z drugiej strony w pewnym momencie widok staje się „oklepany” i „zbyt znany” by poczuć wrażenie „pierwszego razu” i pełnego zachwytu. Zdjęcia w sieci i przewodnikach są zazwyczaj podkoloryzowane, zrobione w idealnych warunkach. Jak już jesteś na miejscu i zamiast pustego punktu widokowego i błękitnego nieba, masz tłum turystów i chmury, to zamiast zachwycać się pięknym widokiem, zaczynasz szukać tego idealnego ujęcia, które widziałeś! Taka myśl na dziś. A jak myślicie? Jest w tym trochę racji?
Dobra, dość tego filozofowania wróćmy do naszej relacji!
WCIĄŻ DOKUCZA NAM ZMIANA STREFY CZASOWEJ
Tego dnia spaliśmy około godziny jazdy od naszego celu, w miejscowości Williams, które reklamuje się jako „brama do Wielkiego Kanionu”. Sara urządziła nam pobudkę ok. 4.30. Przez godzinę próbowałam ją uśpić, ale dla niej była przecież 13.30! Ok. 6 Jacek poszedł z nią na spacer w poszukiwaniu mleka. Wrócił po kilkunastu minutach z informacją, że wszystko zamknięte, a na dworze jest zimno – co się dziwić, w końcu jest 6 rano! Wzięli samochód i pojechali do najbliższej stacji benzynowej, tym razem wrócili z tarczą. Zjedliśmy śniadanie i wyruszyliśmy na podbój kolejnego Parku Narodowego. Jednak kilkanaście mil przed wjazdem poczuliśmy olbrzymie zmęczenie, Jackowi zaczęły zamykać się oczy. Sara spała, postanowiliśmy zatem zrobić to samo, zatrzymać się na parkingu i chwilę się zdrzemnąć. 20-minutowa drzemka sprawiła, że byliśmy jak nowi!
MAPA WIELKIEGO KANIONU – OGROM MOŻLIWOŚCI!
Na wjeździe do Parku dostaliśmy dwie papierowe mapy, z zaznaczonymi trasami, punktami widokowymi i … trasami autobusów, które wożą turystów od punktu do punktu.
Południowa krawędź Wielkiego Kanionu, bo tą postanowiliśmy zwiedzać, to niemal 50 kilometrów przygotowanych do zwiedzania przez władze parku. Na 20-kilometrowym odcinku wytyczono trasę „Rim trial”. Długo zastanawialiśmy się od czego zacząć, czy pojechać do „Mather point”, który jest najpopularniejszy i leży niemal na środku, czy może na zachód, a może jednak na wschód… :P. Ogrom możliwości nas przeraził :D :D.
Dla tych bardziej doświadczonych i przygotowanych wytyczone są trasy w dół kanionu. Jednak na taki trekking nie odważylibyśmy się z małym dzieckiem. Wnętrze kanionu musi zatem poczekać aż Sara podrośnie, albo już całkiem wyrośnie z wakacji z rodzicami.
TREKKING NAD WIELKIM KANIONEM (ZACHODNIA CZĘŚĆ)
Nasz pierwszy wybór padł na zachodnią część trasy. Ambitnie założyłam, że przejdziemy od Bright Angel Trialhead do… Hermits Rest. Raptem 13 kilometrów . Gdyby nie dodatkowy bagaż na plecach pewnie by się nam udało (nawet mimo sandałów na nogach), ale wędrówka z dzieckiem rządzi się swoimi prawami i trzeba wiedzieć kiedy powiedzieć „dość”.
Sara nie chciała być niesiona przez tatę (chociaż kilkukrotnie próbowaliśmy) i większość trasy spędziła na moich plecach. Szliśmy sobie od punktu do punktu i podziwialiśmy wnętrze Wielkiego Kanionu. Sara była chyba zachwycona, bo żywo gaworzyła i śmiała się do mijanych przechodniów. Na trasie spotkaliśmy kilkoro dzieci, w tym także w wózkach.
Co prawda Jacek trochę marudził, że wciąż widzi to samo (chyba mu się spodobało zwiedzanie z wnętrza samochodu, gdzie krajobrazy zmieniają się z sekundy na sekundę :p). Tutaj oczywiście żartujemy, bo musicie wiedzieć, że kanion jest naprawdę wielki, szeroki, wysoki i nawet siedząc na ławce w jednym miejscu jest co oglądać. Miliony szczegółów, drzew, skał, czy choćby wypatrywanie rzeki Kolorado w oddali :D.
Trasa była całkiem przyjemna, dużą część stanowiła asfaltowa ścieżka, która później zamieniła się w drogę szutrową. O tyle, ile pierwsze 4 kilometry trasy, to typowa spacerówka, dostępna także dla wózków dziecięcych, to później zaczęłam już żałować, że jednak nie założyłam butów trekkingowych.
WIELKI KANION Z OKNA AUTOBUSU
Kiedy już nie dałam rady nieść Sary, a ona stanowczo odmawiała niesienia przez Jacka postanowiliśmy skorzystać z podwózki autobusu. Podjechaliśmy nim do ostatniego punktu widokowego „Hermits Rest”, gdzie zbudowane jest małe schronisko. Napiliśmy się czegoś zimnego i wróciliśmy autobusem do samochodu (autobusy jeżdżą co 15 minut). Zarówno autobusy, jak i większość punktów widokowych przystosowana jest dla wózków. Ogólnie muszę powiedzieć, że organizacja działania Parków Narodowych w USA robi wrażenie.
Wiele osób zdecydowało się na zwiedzanie wyłącznie autobusem ograniczając się do zatłoczonych punktów widokowych. Na tych bardziej ambitnych, czekały puste ścieżki i możliwość samotnej kontemplacji tego ogromu przyrody.
POPOŁUDNIOWY SPACER Z WÓZKIEM
Po powrocie do auta (ok. 13) postanowiliśmy pojechać do hotelu i na obiad (kolejną noc spędziliśmy zaledwie 14 kilometrów od Wielkiego Kanionu, więc mogliśmy pozwolić sobie na taką przerwę). Mieliśmy nadzieję, że może uda nam się namówić Sarę na popołudniową drzemkę i owszem udało się, ale trwała kilkanaście minut i przypadła na jazdę samochodem. Wzięliśmy zatem prysznic, poszliśmy na obiad i wróciliśmy do parku. Tym razem postawiliśmy na wersję spacerową w okolicach Mather point. I tutaj przychodzi kolejna myśl. Czekałam na zachód słońca z przepięknych fotografii. Rzeczywistość okazała się inna i zamiast przyjmować to co widzę, czułam nutkę rozczarowania.
ZACHWYCAJĄCA PRZYRODA
Kiedy po zachodnie słońca wyjeżdżaliśmy z Parku na drodze nagle zobaczyliśmy korek „no jasne, tego nie przewidzieliśmy”. Byliśmy przekonani, że korek spowodowany jest zwężeniem na wyjeździe z parku, ale nagle naszym oczom ukazało się … stado Elk’ów (Jeleni Kanadyjskich J)! Nic nie robiły sobie z przejeżdżających aut i sesji zdjęciowych. Każdy chciał przecież „ustrzelić jelenia”. Chociaż szczerze, to do końca myśleliśmy, że to łosie ;)
Jelenie spotkaliśmy także następnego dnia rano, kiedy wybraliśmy się na wschód od Mather Point.
PORANEK NAD WIELKIM KANIONEM NA WSCHÓD OD MATHER POINT
Pomyśleliśmy, że skoro i tak wstajemy przed świtem, to pojedziemy oglądać wschód słońca nad Wielkim Kanionem. Nie ustawiliśmy zegarka, postanawiając zaufać córce i następnego dnia obudziliśmy się o 7.30! Sara albo nie chciała oglądać wschodu słońca i bała się, że zmarzniemy (w nocy nad Wielkim Kanionem było ok. 14 stopni), albo już przestawiła się na amerykański czas. Uff. Nie byliśmy tym faktem rozczarowani, choć zobaczenie wschodu słońca z pewnością jest czymś niesamowitym.
Na ten dzień mieliśmy zaplanowaną trasę do Kanionu Antylopy, a po drodze chcieliśmy zobaczyć jeszcze wieżę widokową Desert View.
Uff to na dzisiaj już koniec. My już idziemy spać. Do usłyszenia jutro. Będzie coś super! Obiecuję! :)
2 Responses
Wysmakowana
Bardzo bym chciała zobaczyć Wielki Kanion, moją pasją jest fotografia i już oczami wyobraźni widze te cudne zdjęcia :) Wschodu słońca bym nie przegapiła, koniecznie musiałabym tam być. Zazdroszcze :) Fotki SUPER! Aż chce się tam być :)
Magdalena Hurko
Niesamowite miejsce, choć jestem pewna, że zdjęcia nie oddają tego, co widziały Wasze oczy :) Zauważyłam, że najczęściej jest tak, że jeśli się na coś nastawiam, że będzie nie wiadomo jakie, to czuję rozczarowanie. Natomiast jeśli jest odwrotnie – często jestem zaskoczona. Ale weź tu się nie nastaw na Wielki Kanion :)