Spis treści
Kiedy przed wyjazdem szukałam w Internecie informacji na temat tego, co warto, a czego nie warto zobaczyć w zachodnich Stanach spotkałam się z opinią, że Los Angeles jest nieciekawe i niewarte uwagi. Nie zgodzę się z tym. Nam Los Angeles się podobało. Owszem, nie wyobrażam sobie spędzić tu całego urlopu i San Francisco, czy miasta na wschodnim wybrzeżu, robią o wiele większe wrażenie, ale nie byłabym aż tak krytyczna wobec LA. Jedno co bez wątpienia mnie ujęło to olbrzymi luz, który czuć na ulicach. Dosłownie i w przenośni. Dosłownie, bo zapach marihuany unosił się w powietrzu na każdym kroku i o każdej porze.
Przebudziliśmy się około 6 rano. Za oknem szumiał ocean i skrzeczały mewy. Sara spała w najlepsze. Oj, dla tej małej podróżniczki nie liczy się, czy śpi w pięciogwiazdkowym hotelu, czy w samochodzie. Najważniejsze jest by mama była blisko. My zdecydowanie bardziej wolimy wspominane hotele, co nie znaczy, że czasem nie śpimy w samochodzie, schronisku na glebie, czy namiocie. Poszliśmy się odświeżyć do toalety przy plaży i wyruszyliśmy na śniadanie. Pyszne croissanty i świeży sok z pomarańczy!
Santa Monica – tu ćwiczył Arnold Schwarzeneger
Po śniadaniu poszliśmy na molo w Santa Monica. Ponoć tutejsze molo i plaża są najpiękniejsze w całym LA, na nas nie zrobiło wrażenia. Być może dlatego, że byliśmy tu wcześnie rano, kiedy na ławkach siedzieli bezdomni „pilnowani” przez policjantów.
Owszem, plaża w Santa Monica, siłownia, na której kiedyś regularnie ćwiczył Arnold Schwarzenegger, park rozrywki, czy szeroka piaszczysta plaża były ładne, ale nie skradły naszego serca. To właśnie na molo w Santa Monica symbolicznie kończy się Road 66, czyli droga-matka, łącząca Chicago z Los Angeles. Tą drogą podróżowali imigranci ze wschodu na zachód w poszukiwaniu kraju złotem i słońcem płynącym.
Plaża w Santa Monica określana jest mianem „Muscle Beach” – miejsca narodzenia boomu na uprawianie kulturystyki w XX wieku.
Przespacerowaliśmy się jeszcze po świecącym pustkami deptaku (nie było jeszcze nawet 8 rano!) i wsiedliśmy do samochodu, żeby pojeździć po Santa Monica, Hollywod i Beverly Hills. Nauczeni doświadczeniem (z naszego pobytu w Detroit) nie robiliśmy zdjęć domom, mimo, że bardzo kusiło, bo niektóre wyglądały obłędnie, ale 3 lata temu, kiedy zafascynowani amerykańskimi przedmieściami wjechaliśmy na jakieś osiedle i chciałam zrobić zdjęcie idealnie przystrzyżonym trawnikom i przepięknym domkom wyskoczyli do nas mieszkańcy krzycząc, że mamy natychmiast odjechać bo wezwą policję.
Aleja Gwiazd i premiera Piratów z Karaibów
Kolejnym punktem programu była słynna Aleja Gwiazd. Trochę obawialiśmy się, że będzie problem z parkowaniem, ale bez problemu znaleźliśmy miejsce nieopodal i wyruszyliśmy na podbój gwiazd. Udało nam się ustrzelić Toma Hanksa, Meryl Streep, Samuela L. Jacksona! Co prawda wolelibyśmy zobaczyć ich na żywo, ale gwiazdki w chodniku też mogą być :D
Było bardzo gorąco i tłoczno. Akurat tego dnia, w którym byliśmy, odbywała się premiera Piratów z Karaibów. Przy barierkach już siedziały fanki (niektórzy nawet od 3 dni!). Trochę poszwendaliśmy się po okolicach, pooglądaliśmy sklepy z pamiątkami (nienawidzimy ich kupować), spotkaliśmy śpiewających piosenki religijne chińczyków i wyruszyliśmy dalej. Skierowaliśmy się na Wzgórza Hollywood.
Wzgórza Hollywood i obserwatorium z przepięknym widokiem
Drugie podejście do Obserwatorium Griffth’a było udane. Wyposażeni w wiedzę z poprzedniego dnia postanowiliśmy zostawić auto odrobinę niżej. Do przejścia mieliśmy kilkaset metrów. Już kiedy wyjeżdżaliśmy na wzgórza naszym oczom ukazała się przepiękna panorama miasta. To zdecydowanie najpiękniejsze miejsce w Los Angeles, które widzieliśmy. Nie tylko ze względu na panoramę, ale także cudowną architekturę obserwatorium. Prawdziwa perełka na torcie naszej amerykańskiej przygody!
Dostrzegliśmy też napis Hollywood.
A Jacek udzielił wywiadu amerykańskiej telewizji.
Plażowanie w Los Angeles – z 13-miesięcznym dzieckiem nie wypoczniesz
Los Angeles jest ogromne, to drugie, po Nowym Jorku miasto w USA. Żeby dotrzeć z obserwatorium Griffta do naszego hotelu jechaliśmy półtorej godziny, a wcale nie trafiliśmy na korki! Zdecydowaliśmy się na nocleg w Hermosa Beach, kilka kilometrów na południe od lotniska. Tu ceny są zdecydowanie niższe niż w Santa Monica (chociaż do najniższych im daleko), a naszym zdaniem jest naprawdę urokliwie.
Popołudnie 16. Dnia i cały 17. Dzień poświęciliśmy na leniwe spacery i plażowanie. Okazało się, że był to najcięższy moment naszej podróży z dzieckiem! Czasy kiedy mogliśmy leniwie poleżeć na leżaczku z książką w ręku lub patrząc na ocean bezpowrotnie minęły, bowiem Sara albo biegła w stronę oceanu, albo jadła piasek. Cóż. Kto mówił, że wakacje na plaży z dzieckiem są łatwe?? ;) Podróżowanie jest zdecydowanie prostsze :D
To już koniec naszej relacji z USA West Trip. Sprawdźcie, czy prześledziliście ją całą.
<< USA West Trip. Nasza relacja z podróży >>
W najbliższym czasie będziemy sukcesywnie, już na spokojnie opisywać zwiedzane przez nas miejsca, tak aby stworzyć subiektywny przewodnik po naszej trasie. Mamy nadzieję, że komuś się przyda.
3 Responses
Karolina Jarosz Bąbel
Kiedyś napewno tam zawitam ;) Piękne zdjęcia ;)
Rysie Tropy
Obserwatorium jest zdecydowanie jednym z najciekawszych miejsc LA. Ja dodatkowo wybrałam się jeszcze na trekking po okolicznych wzgórzach. Widoki były fantastyczne, ale temperatura prawie mnie dobiła. Jak młoda podrośnie, zabierzcie ją koniecznie do Universal Studios – niesamowita zabawa gwarantowana! :D
Zbieraj się
Rysie Tropy na trekking niestety już nam nie starczyło sił i czasu, więc zazdrościmy i mamy powód by wrócić! Ponoć gdzieś tam w pobliżu są jakieś schody, na których kalifornijczycy uwielbiają sobie robić treningi.